ks. Józef Niesyto, dr hab.
Wśród Indian Ameryki Północnej maski, używane w magii leczniczej, stosowane były dość powszechnie. Ich dysponenci często łączyli się w różnego rodzaju stowarzyszenia, tworząc specyficzną kastę medyków. Występowali oni w pełnym stroju “zawowodym” przy okazji wielkich indiańskich świąt.
Można powiedzieć, że maski tradycyjnych medyków – w zależności od grupy etnicznej, w której ich używano – pełniły funkcje dwojakie. Po pierwsze, były typowo szamańskimi akcesoriami czynności rytualnych. Specjalista od medycyny bywał w takich wypadkach po trosze szamanem, który podczas ekstatycznych praktyk “zmieniał” zewnętrzną powłokę swojej osobowości, przybierając kształty zwierzęcia. Z reguły więc za takie właśnie zwierzę przebierali się indiańscy medycy, np. przywdziewając orle pióra i zdobiąc stopy szponami tego ptaka. Nie odbywało się to jednak podczas samych sesji medycznych, lecz – jak wspomnieliśmy – w trakcie cyklicznych uroczystości, w których medycy, jako szanowani członkowie społeczności, oczywiście brali udział. W pierwszej kolejności należy tutaj wymienić ryty inicjacyjne.
Nas interesuje inna funkcja użycia masek. W wielu spośród autochtonicznych grup etnicznych Ameryki Północnej medycy przywdziewali maski obrazujące demony nieszczęść, przed którymi mieli oni chronić ludzi, lub też chorób, które miały być przez nich leczone. Robiono to po to, by odstraszyć złe. Duch, który na miejscu twarzy medyka zobaczył swoje własne oblicze, przerażony uciekał. Dlatego z zasady maski medyków miały charakter groteskowy, podkreślały jakąś ułomność na twarzy demona lub też jego złośliwy charakter: wyrzeźbione w drewnie oblicze wykrzywione bywało wtedy szpetnym grymasem. Na podobnej zasadzie budowniczy gotyckich katedr umieszczali na gzymsach budynków rzeźbione wizerunki pokracznych chimer. Chodziło tutaj o to, by złe duchy, widząc swoje własne wyobrażenia, z daleka mijały poświęcone miejsce. Demoniczne maski, noszone przez medyków, miały też ochronić ich samych przed niepożądanym działaniem złych sił, z którymi przyszło im się mierzyć. W tym sensie pełniły taką samą funkcję, jaką obecnie pełni kitel, noszony przez europejskiego lekarza podczas akcji szczepień przeciwko zaraźliwej chorobie.
Za klasycznych reprezentantów kultury masek medycznych można uznać Irokezów. Ten indiański lud stanowi osobną grupę językową, osiedloną w basenie Wielkich Jezior prawdopodobnie w XVI wieku. Przybyłych tam z południa Irokezów otaczały ludy reprezentujące autochtonicznych Algonkinów, rozległą terytorialnie grupę językową wschodniej części Ameryki Północnej. W tymże samym XVI w. pięć ludów irokezkich – Onondaga, Oneida, Mohawk, Cayuga i Seneca – połączyło się z obronno-zaczepną federację (w XVIII w. dołączył do niej lud Tuscarora). Ten polityczny związek okazał się na tyle trwały, że w XVII stuleciu mógł on rozpocząć zakrojoną na dużą skalę, zbrojną ekspansję kosztem ludów sąsiednich, plemion Algonkinów oraz tych Irokezów, którzy nie przyłączyli się do Ligi Pięciu (potem Sześciu) Narodów. W czasach kolonialnych Liga utrzymywała na ogół przyjazne kontakty z Brytyjczykami, będąc natomiast zdecydowanym nieprzyjacielem Francuzów oraz stowarzyszonych z nimi plemion. Związki z Brytyjczykami przesądziły też o sojuszu z nimi, zawartym podczas wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych. Zwycięscy Amerykanie doprowadzili do usunięcia z dotychczasowego terytorium Ligi plemion lojalnych wobec Korony – te wyemigrowały głównie na drugą stronę Rzeki Świętego Wawrzyńca, do dzisiejszego stanu Ontario w Kanadzie, a także do stanu Wisconsin (USA). Na miejscu pozostały tylko względnie nieliczne grupy, które podczas wojny walczyły u boku Amerykanów lub zachowały neutralność. Ich potomkami są Irokezi żyjący obecnie na terytorium stanu Nowy Jork, w dziewięciu rezerwatach.
Wśród nich szczególną pozycję zachowują Onondaga, którzy mieszkają w okolicy miasta Syracuse. W czasach Ligi Onondaga korzystali z uprzywilejowanej pozycji wspólnoty umieszczonej w centrum tego związku: to tutaj cyklicznie zbierali się na narady przedstawiciele starszyzny Sześciu Ludów (sachem), członkowie tego etnosu piastowali też zwyczajowy tytuł Strażników Ogniska Rady, dający im prestiż honorowych zwierzchników federacji. Rezerwat Onondaga (468 stałych mieszkańców w 2010 r.) jest też jednym z nielicznych, które przetrwały na historycznych terenach osiedlenia Irokezów. Z tych też powodów kultura masek medycznych, zachowana w rezerwacie, warta jest szczególnej uwagi. Kultura ta jednakże pielęgnowana jest też w innych rezerwatach irokeskich stanu Nowy Jork, jak również w rezerwacie Sześciu Narodów na terenie Ontario oraz wśród ludu Oneida z Wisconsin.
Wiadomości o maskach medycznych u Onondaga sięgają czasów pierwszych relacji XVIII-wiecznych podróżników. W 1743 r. zanotował John Bartram:
Z zapadnięciem nocy, zaraz po tym, gdy położyliśmy się spać i nasze ognisko zaczęło przygasać, przeżyliśmy odwiedziny komicznej postaci. Była odziana tak dziwacznie, jak tylko potrafią to robić głupi Indianie. Miała na sobie pomalowaną na czarno, toporną drewnianą maskę, z nosem długim na cztery do pięciu cali, z ustami wyszczerzonymi w krzywym uśmiechu, ukazującym rząd długich zębów. Oczy maski oblepione były kołami z jasnego mosiądzu, które z kolei otaczały kręgi pomalowane białą farbą. Z jej czoła zwisały długie kędziory włosia bizona, przymocowana zaś była do twarzy sznurkami zrobionymi ze splecionych plew indiańskiej kukurydzy.
Całość prezentacji wywarła na pionierze wrażenie na tyle groteskowe, że w swoim dzienniku określił on nocnego gościa mianem “chochlika” (hobgoblin) [1]. Kronikarz miał, jak widać, możliwość szczegółowych oględzin maski. Budzi to zdziwienie współczesnego czytelnika, gdy ten uświadomi sobie, że Europejczyk był w oczach indiańskiego medyka osobą zdecydowanie niepowołaną do rytualnego kontaktu z leczniczym artefaktem.
Najważniejszym i najbardziej znanym spośród stowarzyszeń tradycyjnych medyków, jest u Onondaga – podobnie jak u innych wspólnot irokeskich w USA i Kanadzie – Towarzystwo Mylnych Twarzy [2]. Zrzeszenie owo zawsze cieszyło się wielkim poważaniem wśród Irokezów. W większości rezerwatów jest ono jedynym tradycyjnym stowarzyszeniem religijnej medycyny, które nadal działa i zachowuje swoje pierwotne funkcje.
Podstawowym zadaniem członków Towarzystwa jest przebłaganie bóstw wiatru, choroby i urocznego spojrzenia. Te złe duchy w wierzeniach irokeskich zsyłają na ludzi zarazy i nieszczęścia. Indianie zawsze bardzo się ich bali, nawet dzisiaj wierzy się gdzieniegdzie w fatalną moc ich zaklęć. W potocznym przekonaniu te nadprzyrodzone istoty nie mają imion, jednak należy przypuszczać, że imiona ich, niewymawialne przez profanów dla uniknięcia możliwości rzucenia złego uroku i nieznane poza wąskim kręgiem wtajemniczonych, z czasem zostały wśród Irokezów zapomniane. Dla ich określenia używa się synonimu Mylne Twarze. W języku onondaga słowo to brzmi hodo’wi i tak samo określa się maski, przedstawiające te postaci.
Przez irokeskich informatorów duchy owe opisywane są jako stworzenia niematerialne, nieuchwytne, nie mające ciał na kształt ludzi czy też zwierząt, nie posiadające rąk ani nóg. Posiadają tylko twarze. Ich oblicza są ohydne i przerażające każdego, kto na nie spojrzy. Hodo’wi mają moc paraliżowania wzrokiem osoby, mające nieszczęście zetknąć się z nimi [3].
Irokezi uważają, że złe duchy nadal są obecne w ich kraju, aczkolwiek coraz trudniej spotkać osobę, która by twierdziła, że je widziała. O wypadkach spotkania z nimi mówi się zazwyczaj w trzeciej osobie, dodając że było to dawno, albo też nie w tym, lecz innym, sąsiednim rezerwacie. Jednocześnie Indianie nie twierdzą, że duchy już nie istnieją, przeminęły albo odeszły. One nadal egzystują w kręgu indiańskich osad, tylko głębiej się ukryły. Wśród Onondagów żyjących cztery-pięć pokoleń wstecz mówiło się, że Hodo’wi mieszkają w dużej jaskini, położonej w miejscu odległym od ludzkich siedzib. Powietrze wokół tej jaskini było zatrute i każdy, kto tylko zbliżył się do tego miejsca, zaraz zapadał na śmiertelną chorobę. Wewnątrz jaskini, jak opowiadano, mieściły się rzeźbione figury bóstw.
Jeszcze wcześniej podobno widywali je myśliwi polujący w głębokich lasach, ogległych od obozowiska. W opisach, na które powołują się narratorzy, napotkane demony przeskakiwały z drzewa na drzewo, a ich długie włosy przerażająco powiewały na wietrze.
Istnieje kilka mitów, które odwołują się do genezy Towarzystwa Mylnych Twarzy. Najbardziej znana spośród opowieści, przekazywana także samym adeptom Towarzystwa, głosi że Wielki Stwórca stoczył pojedynek z Pierwszym Hodo’wi, by udowodnić krnąbrnemu duchowi, kto jest właściwym władcą świata. Hodo’wi twierdził bowiem, że to właśnie on, a nie Wielki Stwórca, uformował świat i nadał mu życie. W trakcie pojedynku duch próbował udowodnić swoją moc, przywołując ku sobie odległą górę. Kiedy to się nie udało, do działania przystąpił Wielki Stwórca. Ten przywołał górę i po kryjomu ustawił ją tuż za plecami demona. Gdy na zawołanie boga zły duch odwrócił się ze wściekłością, złamał sobie nos uderzeniem o skałę. Wtedy jego twarz wykrzywiła się w bólu.
Plastyka twarzy masek oraz ich mimika odzwierciedlają ten mityczny moment. Nos, którego groteskowe rozmiary zauważył już Bartram, jest często przedstawiony jako przekrzywiony i złamany, a “krzywy uśmiech” demona jest w rzeczywistości obrazem jego cierpienia. Irokeski mit mówi, że Hodo’wi, ukarany za pychę, musi odtąd obnosić się z zeszpeconym obliczem. Jego złość Wielki Stwórca potrafił jednak obrócić na dobre: Hodo’wi nauczył ludzi wyrabiania masek na swoje własne podobieństwo, przy okazji przekazując im wiedzę leczenia chorób i oddalania nieszczęść. On też przekazał ludziom szczegóły ceremonii, podczas których do dziś maski prezentowane są zgromadzeniu.
Wśród ludu Seneca (Ontario i zachodnia część stanu Nowy Jork) utrzymuje się przekonanie, że Pierwszy Hodo’wi nadal mieszka gdzieś na krańcu świata, gdzie stawia swoje olbrzymie kroki. “Idąc drogą słońca”, Hodo’wi niesie długą laskę i olbrzymią grzechotkę, zrobioną ze skorupy żółwia błotnego. Jego twarz jest czerwona rano, zaś czarna po południu [4].
Maski, nakładane przez członków Towarzystwa Mylnych Twarzy mają “zmylić” nie tylko demona – one także otaczają nieprzeniknioną aurą zagadki sprawy przeznaczone dla wybranych od rzeczywistości ludzkiego, powszedniego świata. Dawniej tajny charakter Towarzystwa był widoczny jeszcze bardziej. Gdy jego członkowie występowali “z urzędu”, robili to zawsze pod przykryciem swoich masek. Ich imiona znane były tylko osobie koordynującej działanie tego związku. Była to kobieta [5], która odpowiadała za przechowanie i bezpieczeństwo masek, chronionych w “długim domu”, tradycyjnym miejscu sakralnym Irokezów.
Zarówno wprowadzenie do Towarzystwa, jak i możliwość wyjścia z niego dokonywały się poprzez sen. Członkostwo w Towarzystwie ustawało, gdy medykowi przyśniło się, iż zeń wychodzi. Podobne oniryczne związki decydowały o leczeniu chorego: pacjent nadawał się do przyjęcia praktyk medyków dopiero wtedy, gdy przyśnił mu się hodo’wi.
Mimo że w poszczególnych miejscach istnieją lokalne mutacje obrzędów Mylnych Twarzy, zasadnicze elementy tego rytuału są wspólne dla wszystkich grup Irokezów, wydaje się też, że w niewielkim stopniu zmieniły się od czasów przed kolonizacją. Za najlepiej zachowane uznaje się obrzędy grupy Seneca, które też stanowią wzór dla innych wspólnot.
Poza przypadkami indywidualnych ceremonii leczenia, Mylne Twarze pojawiają się publicznie trzy razy do roku. Na wiosnę oraz jesienią wypędzają choroby z rezerwatów i odwiedzają domy wszystkich wiernych. Tam rozniecają ogień, posypują domowników popiołem i na koniec tańczą. W zamian otrzymują tytoń i kaszę kukurydzianą, którą zabierają w garnkach. Domowe obrzędy toczą się w żartobliwej atmosferze, podczas której wolno błaznować nie tylko Mylnym Twarzom, ale i członkom odwiedzanych przez nie rodzin.
Gromadzenie tytoniu, tradycyjnego obiektu wymiany u Irokezów, stawiało dawniej Towarzystwo w uprzywilejowanej ekonomicznie pozycji względem całości członków plemienia. Mylne Twarze okazjonalnie dystrybuowały na zewnątrz nadwyżki tytoniowych zapasów, czy to w postaci sprzedaży, czy też darowizny.
Podczas czynienia rytuału, Mylne Twarze, oprócz masek, noszą też stare, podniszczone ubrania, które czasami – dla przybrania jeszcze bardziej groteskowego wyglądu – wypychają od wewnątrz różnymi przedmiotami, np. patelniami. To właśnie tego rodzaju strój tak bardzo rozbawił Bartrama. Wykonując taniec, a także podczas pochodu od domu do domu, każdy członek Towarzystwa – na podobieństwo Pierwszego Hodo’wi – niesie ze sobą grzechotkę ze skorupy żółwia, a także długą laskę, do której przyczepione są miniaturki masek.
Trzeci raz Mylne Twarze występują publicznie podczas obchodów nowego roku. Proszą wtedy hodo’wi, aby te zabrały choroby, którymi gnębiły ludzi przez ostatni rok. Ponownie dmuchają w popiół, proszą o tytoń i tańczą przy wtórze grzechotek. Kilku członków Towarzystwa, znanych jako Strażnicy Wejścia, pilnuje aby nikt z obecnych nie opuścił po kryjomu ceremonii. Osoby odmawiające tańca są przewracane i nacierane popiołem.
O skuteczności tych rytuałów w dużej mierze decyduje osobisty talent taneczny oraz aktorski wykonawcy.[6] Jednak sama nazwa Mylnych Twarzy jest w pewnym sensie myląca, gdyż sugeruje, że dla bohaterów oraz jednocześnie aktorów tych obrzędów jest to tylko udawanie i zabawa. Być może dzisiaj, w epoce wszechobecnego zeświecczenia, jakie stało się efektem oddziaływania cywilizacji technicznej, praktycznie bywa tak w wielu wypadkach. Wszelako respektujący tradycję członkowie lokalnych Towarzystw traktują przepisane rytuałem czynności jak najbardziej poważnie. Z momentem przywdziania masek zachowują się tak, jak gdyby rzeczywiście wierzyli, że są istotami nadludzkimi. Bywa nawet, że podczas tańca wpadają w opętańczy trans.
W dawnych czasach także czynność rzeźbienia masek miała religijny charakter. Artysta, który ją wykonywał, podlegał różnego rodzaju nakazom oraz tabu. Rzeźbiarza obowiązywała wstrzemięźliwość seksualna, zarówno przed, jak i po ceremonii wykonywania maski. Jej tworzenia zakazywano też osobom rytualnie nieczystym.
Maski wykonywano z pnia żywego drzewa – po to, aby nadal żyły, na wzór mitycznego Drzewa Świata, irokeskiego symbolu pokoju i jedności. Irokezi przeważnie używali tu drzewa lipowego, gdyż włókno lipy chłonie wilgoć, ponadto w prekonaniu Indian posiada własności lecznicze. Rzeźbiarz, po wybraniu odpowiedniego drzewa, ceremonialnie palił tytoń, klęcząc przy jego korzeniach, opowiadał zgromadzonym mit o Pierwszej Mylnej Twarzy, następnie zaś prosił drzewo, aby powierzyło mu swoje życie. Następnie ciosami toporka zaznaczał na pniu, z grubsza, kształt przyszłej maski. Zaznaczony blok drzewny oddzielał od pnia ciosami siekiery. Jeśli udało mu się uzyskać cały, nie nadłamany kawał drewna, zaś drzewo w tym czasie stało nieporuszone, bez drgań – były to znaki, że lipa oddaje życie w ręce człowieka.
Ten uroczysty proceder rzeźbienia, nie jest obecnie przez Irokezów praktykowany. Uważają oni, że maska osiąga zdolności lecznicze zaraz po tym, jak zakończą się wszystkie czysto techniczne zabiegi wokół jej wykonania. Nadal jednak – w ceremonii zwanej “lekarzowaniem” [7], której dokonuje się bezpośrednio po wykonaniu maski – jej twórca pali tytoń. Wypełnioną tytoniem torebkę przyczepia się zresztą do każdej z masek. Dopiero po zakończeniu tej czynności wypowiada nad ukończonym dziełem magiczną formułę, która jest jakby “licencjonowaniem” rzeźby w ramach uprawnień Towarzystwa Mylnych Twarzy. Lecznicze zdolności masek, inicjowanych w kręgu Towarzystwa, nabierają przez to duchowego wymiaru. To ważny moment, ponieważ lecznicze właściwości masek mogą uczynić je niebezpiecznymi w rękach profana. Dlatego zawsze należy ich używać ostrożnie i z okazaniem szacunku. Irokezi wierzą, że w masce mieszka osobowy duch, zaś sama maska żyje życiem, przekazanym mu przez “macierzystą” lipę. Maski, zdeponowane w domu rytualnym, należy na przykład regularnie karmić kaszką kukurydzianą. Upoważnione osoby doglądają ich regularnie, sprawdzając czy przechowywane są w godziwych warunkach. Opiekunowie masek mówią też do nich oraz regularnie nacierają ich powierzchnię konserwującym drewno olejem słonecznikowym.
Odkładając maskę po wykonaniu czynności leczniczych, należy bezwzględnie położyć ją twarzą do dołu. Ułożenie jej bowiem w kierunku przeciwnym, tj. twarzą ku górze, oznacza przywoływanie jej śmierci. Irokezi uważają to za akt obrazy wobec świętego przedmiotu. Odwracanie oblicza maski jest tutaj neutralizacją tego, co w innych kulturach określa się mianem “złego oka”. Maska obrócona twarzą do ziemi nie szkodzi ludziom, nie jest też w stanie nawiązać kontaktu z przebywającym w mistycznym wymiarze Pierwszym Hodo’wi. Jeżeli maski wieszane są na ścianie, wtedy należy odwrócić je twarzami do ściany lub zakryć, aby nie wywołały osoby, która przypadkiem znajdzie się w zasięgu ich spojrzenia.
Niektóre maski mają podobno moc ostrzegania swoich właścicieli o zbliżającej się chorobie lub śmierci. Robią to pocąc się lub spadając ze ściany. Czasem też reagują wprost, przemawiając do właściciela. W jednym z rezerwatów Seneca jeszcze w połowie XX stulecia przechowywana była maska, o której mówiono, że potrafi “instruować” inne, nowsze wizerunki. Trzymano ją więc w osobnym miejscu, z dala od innych masek.
Irokezi nadal wierzą, że poszczególne maski zachowują indywidualną osobowość. W większości wypadków jest to osobowość chimeryczna – maski są rzekomo stale w złym humorze i ludziom trudno jest je zadowolić. Indianie często nazywają je “trucizną”, gdyż przysparzają swoim właścicielom niepokoju oraz wielu problemów. Maski można obłaskawić poprzez pielęgnowanie ich i częste zakładanie. Stałym elementem są też ofiary z prymek tytoniowych, układanych w miejscu, nad którym wisi konkretna maska.
Osoby drwiące z masek, lub mówiące do nich bez należytego respektu, muszą liczyć się z karą. Może to być choroba, częstą formą ukarania zuchwalca jest też skurcz zniekształcający mu twarz. Objawy te można wyleczyć, używając maski w leczniczej ceremonii i łagodząc jej gniew dużą porcją tytoniu.
Główny nurt irokeskiej estetyki jakby omija maski medyczne. W ich wypadku nawet trudno jest mówić o jakimś stylu, wspólnym z resztą artystycznej wytwórczości tego indiańskiego ludu. Przede wszystkim dotyczy to kwestii decorum. Podczas gdy irokeskie wytwory kultury materialnej (miski, łyżki itd.) cechuje prostota stylu, magiczne maski mają formę wyrafinowaną i zdradzają dbałość o szczegóły, która staje się aż groteskowa. Taki kontrast może nasuwać przypuszczenie, że maski medyczne są u Irokezów estetyczną kalką, importem z kultury innego ludu. Jean Hendry, badaczka zajmująca się fenomenem Mylnych Twarzy wśród Onondaga w latach pięćdziesiątych minionego stulecia, uważa jednak, że tak być nie musi. “Równie sensowne wyjaśnienie dotyczy związku pomiędzy formą a funkcją. Będąc portretami potężnych i niebezpiecznych hodo’wi, maski muszą odzwierciedlać przymioty tych istot, oczywiste więc jest, że powinny mieć one charakter emocjonalny, który nie występuje w rzeźbach używanych w mniej dramatycznych okolicznościach” [8]. Można uznać ten argument za przekonujący, aczkolwiek heterogeniczna hipoteza pochodzenia masek leczniczych u Irokezów też nie jest pozbawiona podstaw [9].
Pomimo różnic w szczegółach, wszystkie hodo’wi mają pewne wspólne cechy. Rzeźby mają głębokie żłobienia, a ich rysy twarzy, choć ewidentnie ludzkie, są zawsze zniekształcone lub karykaturalnie wyolbrzymione. Oczy osadzone są głęboko i otoczone paskami blachy (ten szczegół również pasuje do cytowanego XVIII-wiecznego opisu), nos wydłużony, z wysokim, ostrym mostkiem, który można zgiąć w jedną stronę (to przypomnienie złamanego nosa Pierwszego Hodo’wi). Jeszcze bardziej zmienną cechą twarzy maski są jej usta, które można dowolnie wykrzywiać, ściągać, wydymać względnie rozszerzać. Usta można też uformować jako uśmiech. Często dodatkiem są tutaj wystające zęby lub wystawiony język. Twarze hodo’wi najczęściej posiadają głębokie zmarszczki wokół ust lub oczu, a niektóre z nich na czole lub nosie mają wymodelowany grzebień, wykonany z kości. Włosie z końskiej grzywy, białe lub czarne, mocuje się na czaszce i zwiesza z niej pod postacią dwóch długich loków. Maski z zasady maluje się tylko jednym kolorem: czarnym albo czerwonym, czasem jednak oboma naraz. W tym ostatnim przypadku pola obu barw oddziela się pionową linią, biegnącą po osi twarzy.
Innym rodzajem masek leczniczych są twarze wykonane ze splecionych łupin kukurydzy. Symbolizują one trzy duchy urodzaju, których epifaniami są kukurydza, fasola i kabaczek. Owe trzy duchy nauczyły ludzi uprawy tych roślin. Maski te występują o wiele rzadziej, niż maski wykonane z drewna, ponieważ noszący je członkowie stowarzyszenia lekarskiego wymarli w połowie ubiegłego wieku, nie pozyskawszy adeptów. Jednakże w rezerwacie Onondaga kilka takich masek nadal używa się w celach leczniczych w obrzędach Mylnych Twarzy.
Są jeszcze maski przedstawiające zwierzęta: niedźwiedzie, świnie lub ptaki. Są to przedstawienia naturalistyczne. Hendry przypuszcza, że mogą wywodzić się ze starodawnych stowarzyszeń medycznych, które przestały istnieć we wczesnym okresie kolonialnym [10]. Nie wszystkie miały funkcje lecznicze: np. maski ze skóry jelenia używało się do straszenia nieposłusznych dzieci.
Pierwsi badacze odnotowywali wiele rodzajów masek. Harriet Converse, która w 1892 r. została nawet przyjęta do jednego ze stowarzyszeń medycznych ludu Seneca [11], nadaje im nazwy w zależności od ich zastosowania: Żywa, Lekarz, Wiatr, Skalp, Klan, Żniwa, Macierzyństwo, Noc, Zakończenie i Doradca. Jej następcy w badaniach nad Irokezami [12] nie potwierdzają jednak takiej mnogości kategorii, podając ich tylko cztery: Lekarz, Strażnik Wejścia, Żebrak i Tancerz. Dwie pierwsze spośród wymienionych reprezentują maski najbardziej czczone, symbolizujące pierwsze Mylne Twarze. Dlatego odgrywały one kluczową rolę w obrzędach uzdrowienia. Maska Żebrak (chodzi tutaj o osobę zbierającą datki tytoniu) reprezentuje tzw. Twarze Lasu i w opinii Irokezów ma mniejszą moc.
Maski z wykrzywionymi ustami i krzywym nosem, opatrzone gęstą siecią zmarszczek, są najbardziej rozpowszechnionymi wizerunkami Mylnych Twarzy. W ceremoniach używane są przez Lekarzy i Strażników Wejścia. U Onondaga pojawiają się często wizerunki twarzy z wysuniętym językiem, natomiast te z grzebieniem na czole są typowe dla ludu Seneca. Specyficzną grupę stanowią maski “uśmiechnięte”, z grubymi ustami i opadającymi policzkami, stosowane przeważnie u Onondaga. Maski te określa się także jako “gwiżdżące”, ponieważ ich użytkownicy gwizdali podczas rytualnego tańca.
Twarze podzielone na pół pionową kreską mają symbolizować “boga, którego ciało rozdarte jest na dwoje” [13], który na poły należy do świata ludzi, zaś na poły do świata duchów. Występują one rzadko (rezerwat Grand River w Ontario) i nieznane są w większości wspólnot irokeskich. Być może zostały przejęte od któregoś z plemion sąsiednich, już w okresie przymusowej migracji i wzmożonych kontaktów na przełomie XVIII i XIX wieku.
Pewną zagadką są dla etnografów maski “ślepe”, nie posiadające oczu. Pierwotnie były one używane w rytuałach tylko jednego towarzystwa medycznego. Podobno osoba je nosząca wykazywała umiejętność znajdowania ukrytych przedmiotów. Jednak maski te nie były używane już od połowy XIX w., zaś Indianie Onondaga, udzielający informacji badaczom w następnym stuleciu, unikali informacji na ich temat.
Mimo że niektórzy spośród Irokezów przypisują większą moc maskom czarnym, inni zaś czerwonym, większość Indian jest zdania, iż kolory masek nie odgrywają istotnej roli w obrzędach.
Status maski rośnie wraz z jej wiekiem. Im więcej razy jest używana, im więcej obrzędów przechodzi, im więcej ludzi uleczy, tym jest bardziej ceniona i czczona. Dlatego maski – które nie różnią się od siebie zewnętrznym wyglądem, lecz sprawują różne funkcje – mogą, jak ludzie, z czasem “awansować”. Znane są przypadki, gdy np. maska typu Żebrak przechodzi do kategorii Lekarza lub też Strażnika Wejścia.
Nasza wiedza dotycząca estetyki irokeskich masek leczniczych jest bardzo skąpa. Opieramy się na obserwacjach, poczynionych już w okresie, gdy Irokezi, skupieni w rezerwatach, podlegali silnym wpływom akulturacji, zarówno w perspektywie wewnętrznej, międzyplemiennej, jak i w dziedzinie kontaktów z innymi ludami. Dodatkową trudność sprawia fakt nietrwałości materiału, jakim jest drewno. Hendry nie spotykała u Onondaga masek starszych niż stuletnie [14], a i te były wielką rzadkością, jako że wcześniej maski były niszczone przez chrześcijańskich misjonarzy oraz samych Indian. Ponadto trudno jest ocenić wiek danej maski na podstawie samej jej rzeźby, gdyż wiele masek współczesnych imituje obiekty dawne.
Wydaje się jednak, że można tu wyodrębnić pewną ogólną tendencję. Pierwsze generacje masek tworzono na podobieństwo Pierwszego Hodo’wi, oddając w szczegółach jego wykrzywioną bólem twarz i złamany nos. Późniejsi rzeźbiarze (XIX w.) odchodzili od tego wzoru, koncentrując się raczej na poszczególnych przypadłościach ludzi, leczonych za pomocą masek.
Pewien wpływ na stylistykę masek leczniczych wywarł też kontakt z Europejczykami. Choć brak jest obiektów reprezentujących okres wcześniejszy, wiadomo że pierwotne maski powstawały poprzez opalanie i skrobanie drewna. Gdy na początku XVII wieku francuscy eksploratorzy i traperzy przynieśli ze sobą metalowe narzędzia, musiało to rewolucyjnie odmienić rodzime techniki rzeźbiarskie. Można założyć, że sama czynność rzeźbienia tymi narzędziami stała się łatwiejsza, przez co maski przybrały wygląd bardziej ozdobny i bardziej subtelny. Przykładem takich innowacji mogą być wizerunki twarzy z opadającą wargą i otwartymi, ruchomymi ustami.
Mniej więcej od początku XX wieku pojawiają się maski będące pod wyraźnym wpływem stylistycznych wzorów białego człowieka. Przykładem takiego wpływu są wizerunki twarzy z rogami, które przywodzą skojarzenia z europejskimi wierzeniami na temat diabła. W połowie XX w. pojawiły się nawet maski na kształt Myszki Miki i Charliego Chaplina. Te obiekty trudno jednak traktować jako artefakty lecznicze, zrobiono je raczej na użytek turystów.